|
|
Ciążowa paranoja odc.10
|
|
- Dalej nic! - Z czym? - No wiesz! Z moimi... kobiecymi sprawami. - Aniu, spokojnie, poczekaj do jutra czy do niedzieli... nie panikuj!
|
|
|
|
|
- Ale mi jest niedobrze.
- Ania ! Jest północ! Zgadnij, dlaczego ciążowe nudności nazywają się porannymi?!
- Ale mi jest naprawdę bardzo niedobrze...
- A czego żeś się znowu nażarła?! – spytałam, bo już nie wytrzymałam. Ania przerażona jest tym, że mogłaby być w ciąży. Ciąża. Ja rozumiem. Nie trzeba mi tego 100 razy powtarzać! Też byłabym przerażona, ale przecież nie może zrobić nic innego jak tylko czekać, ewentualnie powtórzyć test – ale ona zgodnie z zupełnie chorą babską logiką twierdzi, że skoro raz jej nie wyszedł, to nie będzie „kusić losu” (?!). Więc test odpada.
Przez kwadrans wysłuchiwałam bezsensownego (brrrr) gadania o piersiach, które (chyba!) są jakieś dziwne, o tym że czuje się „inaczej” (co do cholery ma znaczyć „inaczej”?!), o tym, że ma spuchnięte nogi w kostkach (!?). Brakowało tylko uszu, które w południe robią się trójkątne i świeca na zielono i oczu zmieniających kolor na zupełnie biały (mleko). Na zakończenie tej niezwykłej konwersacji usłyszałam coś jeszcze ciekawszego. A mianowicie: „O Boże! Ale jak jestem naprawdę w ciąży to znaczy, że będę miała dziecko! Z Krzyskiem!” Wow! Cóż za logika! To się nazywa potrafić wyciągać wnioski! Efektem ciąży jest dziecko. Genialne! Dlaczego się o tym głośno nie mówi?! Konspiracja jakaś pewnie...
Uśmiechnęłam się pod nosem, bo przypomniałam sobie pewną zabawną historię... Wisła rok 1971, Pani X z Północnej Polski i Pan Y z Cieszyna spotykają się na jak to się ładnie nazywało „prywatce”. Pan namawia Panią na drinka. Pani odmawia. Ona nie pije. Z prywatki przenoszą się do niego na kwaterę. Wchodzą oknem, bo gospodyni o 22.00 zamykała pokój na klucz. Ona idzie przekonana w swej niewieściej naiwności, ze będą tam i inni goście. Są sami. Ona, by nie siedzieć na łóżku otwiera sobie szafę i siada pod wiszącymi marynarkami. On namawia, ona odmawia, on nalega ona się opiera, on ucieka się do swego uroku osobistego, ona kapituluje. Rezultat: zachodzi w ciąże.
|
|
|
ostatnio dodane:
pokrewne forum:
przeczytaj także:
|
|
przejdź do tematu Ciążowa paranoja odc.10 aby komentować bezpośrednio na forum. | artykuł ma 7 komentarzy - ostatnie to:
iwona1979 napisała: (w dniu: 15-07-2007 18:36)
hej to ja zaczynam wpadać w paranoje ...........tak bardzo chce byc w ciązy ze zaczynam bzikować martucha26 napisała: (w dniu: 16-07-2007 6:45)
Ja mam to samo, zadnej kawy herbaty bron boze stac blisko kogos kto pali...same witaminy zdrowy tryb zycia...mierzenie temperatury...to bzik juz na punkcie dzidzi i zajscia w ciaze...na dodatek moj pesymizm jest porazajacy ledwie tydzien minal od dni plodnych a ja dobrze sie czuje wiec juz twierdze ze znow sie nie udalo!!! fintifluszka napisała: (w dniu: 16-07-2007 11:55)
Hehe... jak przeszło dwa lata temu przestałam jeść tabletki antykoncepcyjne, to miałam przed sobą jeszcze maturę i dużo pracy, więc siłą rzeczy mimo chęci posiadania dziecka wiedziałam, że MUSZĘ jeszcze poczekać i za każdym razem kiedy okres mi się spóźniał, to wydawało mi się, że się jakoś "inaczej czuję" i wpadałam w lekką paranoje, mój K zawsze się wtedy ze mnie śmiał... w końcu przychodziła miesiączka i K kręcił głową, że wariatka jestem... na pierwszym roku moich studiów K zaczął nalegać, że już już, On już chce... ja sie wahałam ciągle, a On się starał za moimi plecami za każdym razem przychodziła miesiączka, a ja już przyzwyczajona do anomalii swojego organizmu i generalnie gotowa na ewentualne macierzyństwo przestałam się tym martwić i zwracać na to uwagę... trzy razy w życiu robiłam test ciążowy... raz w liceum z obawy, drugi raz jak już K po pierwszym miesiącu starań chciał sprawdzić jeszcze przed ewentualna miesiączką czy mu się powiodło i raz ostatni gdy po dwóch tygodniach oczekiwania na okres z obolałymi wielkimi piersiami, łaziłam nie wiedząc co zrobić ze sobą, czy iśc spać, czy iść zjeść, czy może zrobić siusiu... ten ostatni był zdecydowanie pozytywny i nie popadałam wtedy w ciążową paranoję, po prostu się tak czułam i wiedziałam, że to już teraz... pchełka napisała: (w dniu: 16-07-2007 12:25)
A ja od pierwszej chwili wiedziałam że jestem w ciąży, po prostu to czułam, od razu powiedziałam mężowi, że właśnie spłodziliśmy dzidziusia, zaczął się ze mnie śmiać, po 2 tygodniach jak zrobiłam test już się nie śmiał ze mnie, tylko był nieziemsko szczęśliwy, dosłownie nosił mnie na rękach i przepraszał że mi nie wierzył. Monika 316 napisała: (w dniu: 16-07-2007 13:43)
Ja też to przechodziłam po 1 nie udanej ciąży. Tak bardzo chciałam mieć dziecko że czasami zwykłe burknięcie w brzuchu napawało mnie nadzieją że jestem w ciąży a jak w końcu zaszłam to mąż pierwszy twierdził że będzie dzidziuś a ja myślałam że nie. Jednak to jest paranoja.
zaloguj się aby napisać własny komentarz
|
|