|
Malajowie popatrzyli na nas z niepokojem, Polacy z ulgą. Ali zaczął coś klarować swoim rodakom, ci zaś opowiadali mu podniesionym głosem i gestykulacją rąk o przyczynie swojego gniewu. Dopiero teraz zauważyłem, że znajdujemy się obok niewielkiego meczetu, jakby przyklejonego do ciągu sklepów i restauracji. Wejście do meczetu znajdowało się kilkanaście kroków od głównego pasażu i było jakby cofnięte w porównaniu z witrynami supermarketów i fast foodów. Ali kiwnął ręką, oświadczając, że coś mi pokaże. Z grupą nadal wzburzonych Malajów podeszliśmy kilka kroków. Za załomem muru, który odgradzał wejście od strony pasażu, była niewielka wnęka.
Znajdowało się w niej miejsce ablucji, której każdy muzułmanin dokonuje tuż przed obowiązkową modlitwą. Jak wszędzie na świecie zaopatrzone było w kurki z wodą i rury odprowadzające ścieki do kanału. Malajowie, już nieco spokojniejszym głosem, opisywali gestami i słowami Alemu całe zdarzenie. Teraz dopiero zrozumiałem. Tuż przy wejściu znajdował się metalowy znaczek symbolizujący mężczyznę. Niewielka metalowa ściana, odstająca od muru, miała mniej więcej wysokość dorosłego człowieka. Do niej przymocowany był metalowy zlew, który pełnił funkcję zbiornika odprowadzającego wodę. Po obydwóch stronach znajdowały się kurki. Rzeczywiście, nieoświeconemu Europejczykowi mogło to przypominać trochę większy pisuar, naturalnie odmienny od tego, jaki używany jest na Starym Kontynencie, ale mimo wszystko budzący znajome skojarzenia.
Różnice w architekturze można było jakoś sobie wyjaśnić kwestiami egzotyki. Europejscy mężczyźni, poganiani potrzebą, nie zwrócili zapewne uwagi na drobne detale, sugerujące, że owo miejsce pisuarem jednak nie jest. Nikt nie dokonywał wówczas ablucji, dlatego wszystko wydawało się takie spokojne, bezpieczne i naturalne. Poza tym byli przecież na terenie nowoczesnego kompleksu handlowego, podobnego do tysięcy innych na całym świecie, gdzie reguły postępowania wydają się przecież identyczne, niezależnie od szerokości geograficznej.
|