|
Forum dla kobiet: Różności:
|
|
|
Jak przetrwać kryzys
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Pewnie nie ma sprawdzonych sposobów, na to co zwykle wcześniej czy później następuje w każdym związku, ale może należałoby się podzielić doświadczeniami... Ułatwić innym przebrnięcie przez ten ciężki czas _________________
|
|
|
|
|
|
|
|
jezeli my sie klocimy to przez jego byla... innych powodow nie mamy! wtedy mamy kryzys:( jestesmy obydwoje bardzo smutni i na drugi dzien juz wszystko jest oki! nawet jezeli sie do siebie nie odzywamy przez kilka godzin, to zawsze spimy razem... to nam pomaga!
|
|
|
|
|
|
|
|
jak przetrwac kryzys i rozwiazac problem ?? nie unikac go nie unikac malych nieporozumien tego jak np. cos Ciebie dotknie moze jego zachowanie slowo powiedz mu o tym i on niech robi rowniez tak ja Ty . wiem z doswiadczenia kiedy nazbiera sie takich drobnostek wiele pozniej nie wiesz skad masz zle samopoczucie i dlaczego on Cie wkurza toz tego powodu. najlepsza jest szczera rozmowa o tym wsyzstkim i najlepiej elikatnie do tego podchodzic nie odrazu obarczac partnera tym zejest wszystkiemu winien lecz patrzyc obiektywnie. szczera rozmowa potrzebna i nie ukrywanie zmartwien i tego co Nas boli( oczywiscie nie badzmy histeryczni bo nigdy Nam sie nie uda byc w szczesliwymi w zwiazku)
|
|
|
|
|
|
|
|
mam na myśli coś poważniejszego... hmm... nie takie "ciche dni" których jest cała masa w roku lub nawet w miesiącu... mam tu na myśli taki kryzys który zdarza sie raz na kilka lat i utrzymuje się kilka tygodni lub miesięcy... sama teraz taki przechodzę z moim facetem i wiem, że jest cholernie ciężko... jeśli dochodzą do tego jakieś sprawy o które się zwykle boczymy na siebie to wywołuje po prostu katastrofe! on nie ma cierpliwości słuchać więc wychodzi i mam mnie gdzieś, a ja zostaje sama i mam ochotę walić głową o ścianę z rozpaczy... to jest kryzys! drugi w ciągu naszych wspólnych 7 lat, tylko, że ostatni mimo wszystko znosiliśmy oboje lepiej... mamy determinacje i chcemy być razem, ja zdaje sobie sprawę, że żale i złości miną... zostaną zagadane i zagłaskane, ale zanim to nastąpi, pewnie wydarzy się jeszcze wiele przykrości i nie raz jeszcze zatopie się w oceanie smutku... ostatnio przechodziliśmy to tak dawno, że nie pamiętam nawet jak doszło do tego, że przez kolejne 4 lata stanowiliśmy pare idealną i wszyscy nam zazdrościli naszej czystej jak łza miłości... Pomyślałam, że jeśli są wśród nas osoby, które mają takie przejścia za sobą, to mogły by sie podzielić odczuciami i poradzić jak najlepiej postępować... _________________
|
|
|
|
|
|
|
|
rozmawiać...rozmawiać...pomimo wszystko rozmawiać. Wiem, ciche dni, ale trzeba próbować je przełamać. Wiem z doświadczenia, że nie są one niczym dobrym, przynajmniej w moim związku. Nie jeden raz wyniknęły z nich tylko nieporozumienia i niedopowiedzenia.
Jestem z moim facetem 10 lat, dawno już nie mieliśmy takiego okresu...naprawdę dawno:) Ale wydaje mi się, że właśnie dlatego, że nie pozwalamy aby taki kryzys rozgościł się na dobre... Zawsze lepsza jest profilaktyka niż leczenie
Fintifluszka...próbuj nie dopuszczać, żeby on wychodził...nie zostawajcie sami ze sobą i swoimi żalami i złością. Lepiej posiedźcie obok...chwilkę pomilczcie, policzcie do 10 a jak się uspokoicie to pogadajcie...Jestem pewna,że skoro chcecie być razem to dacie sobie radę...Pamiętaj ciepłe spojrzenie, jakiś malutki czuły gest potrafią zażegnać każdą, nawet największa burzę... Powodzenia życzę... _________________
"Szczęście nie zawsze ma uśmiech na twarzy.Szczęście to także łzy,to głos,który chce się słyszeć chociaż na moment. Nieważne, czy to szczęście trwa godzinę, minutę czy moment. Najważniejsze,że potrafię nadać mu imię.......Twoje imię."
edytowany: 1 raz | przez CattiBrie | w dniu: 02-02-2007 15:14
|
|
|
|
|
|
|
|
[b] Witajcie!!!
Rzadko zabieram głos ale w kwestii kryzysu w związku.
Jakiś czas temu sama byłam w sytuacji, której nie życzę nikomu-ciągłe kłótnie i awantury bez powodu. Strasznie to przeżywałam i sama siebie utwierdzałam w poczuciu winy , tymczasem wina była pośrodku jak w każdej bajce.
Postanowiłam zmienić swoje podejście do wielu spraw,a mianowicie mój facet jest strasznym bałaganiarzem,o jego punktualności to już nawet nie wspominam. Mycie naczyń,składanie swoich rzeczy, itp, itd.
Jak sobie poradziłam? Otóż wyluzowałam choć kosztowało mnie to wiele!!! Zrobiliśmy podział : raz robię ja ,raz on czyli na zmianę. Jeżeli jedno przygotowuje posiłek to drugie po nim sprząta.
Nie wyobrazcie sobie ile razy barło mnie licho , bo np. nie odkurzył czy nie zmył naczyń, itp. - raz nawet czekałam miesiąc zanim odkurzył - już miałam sama odkurzyć ale stwierdziłam, że umowa jest umową.
A tak prawdę pisząc wyluzowałam w całym tego słowa znaczeniu - teraz kłótnia zdarza się bardzo rzadko i o naprawdę istotne rzeczy!!!
Myślę, że każda z Nas musi znaleźć swój sposób na związek!
Mężczyźni - niestety nie czują tego co my!!!
Życzę Wszystkim powodzenia w szukaniu sposobu na swój związek
edytowany: 1 raz | przez aniapajak | w dniu: 06-02-2007 10:43
|
|
|
|
|
|
|
|
jeśli chodzi o kwestie związane ze sprzątaniem, to przechodziłam to 5 lat temu jak tylko razem zamieszkaliśmy on też jest straaasznym bałaganiarzem i zanim nauczyłam się to olewać i nie odpuściłam sobie, również się o to sprzeczaliśmy- a raczej ja marudziłam a on robił miny, bo uważał, że się czepiam pierdół generalnie teraz nie wiem kto jest gorszy w tej kwestii... jak już nam bałagan zaczyna poważnie przeszkadzać to oboje zaczynamy sprzątać i tyle teraz to raczej kwestie bardzo złożone...(tak a propos naszego kryzysu) chociaż troszkę się już zmieniło, bardzo wymownie pokazywałam Mu, że potrzebuje pomocy, bo to wszystko mnie przytłacza... z ataku przeszłam w żal i w końcu doszliśmy do pewnych kompromisów... tylko, że sytuacja jest na tyle świeża... teraz jedno złamanie obietnicy, albo jakaś mała przeszkoda i znowu wszystko runie z hukiem... trzeba teraz czasu i świętego spokoju... _________________
edytowany: 1 raz | przez fintifluszka | w dniu: 06-02-2007 11:18
|
|
|
|
|
|
|
|
Hehe...Ania, doskonale Cię rozumię My nie mieszkamy narazie razem, ale zdarza nam się pomieszkiwać. Mnie do szału czasem doprowadzają jego skarpetki za szafą Nie oduczy się tego chyba. Najpierw się wściekałam...no głupota, ale co ja poradzę, ze mnie to drażniło Też uważał, że czepiam się pierdół jak to napisałam fintifluszka. A teraz?...Owszem, wkurza mnie to nadal, ale wzięłam na luz...Niech sobie leżą, kiedyś sam sobie tym wstydu narobi... Oj, ciekawe co się będzie działo jak zamieszkamy razem. Ja jestem taka że ja musze JUŻ...teraz, zaraz. I właśnie jak ktoś nie zrobi czegoś co obiecał, to ja bez słowa, ale z obrażoną miną sie tym zajmuję. Ale to nie jest dobre podejscxie...dobra, zmykam, bo mam jutro egzamin:/ _________________
"Szczęście nie zawsze ma uśmiech na twarzy.Szczęście to także łzy,to głos,który chce się słyszeć chociaż na moment. Nieważne, czy to szczęście trwa godzinę, minutę czy moment. Najważniejsze,że potrafię nadać mu imię.......Twoje imię."
|
|
|
|
|
|
|
|
fintifluszka napisała: |
Pewnie nie ma sprawdzonych sposobów, na to co zwykle wcześniej czy później następuje w każdym związku, ale może należałoby się podzielić doświadczeniami... Ułatwić innym przebrnięcie przez ten ciężki czas |
Jeśli istnieje prawdziwa miłość, żadne burze nie mogą trwać wiecznie, a po każdej na pewno zaświeci słoneczko, może jeszcze jaśniejszym blaskiem?! czego Tobie, sobie i wszystkim życzę, pozdrawiam. Gosia
|
|
|
|
|
|
|
|
Jak najbardziej zgadzam się ze stwierdzeniem CattiBrie, że najlepsza jest profilaktyka. Niestety bardzo często same prowokujemy, nakręcamy te kryzysy, a przecież lepiej jest być tą "mądrzejszą" stroną w związku i kłótni i albo nie dawać się ponieść emocjom, albo jako pierwsza strona wyciągnąć rękę i się pogodzić. Wiem, wiem..łatwo się mówi. Też miałam z mężem problem gdy rozrzucał skarpetki po całym mieszkaniu- to chyba jakaś wspólna cecha wszystkich samców .
Teraz ponieważ jestem w ciązy-mąż łatwiej mi ulega i jest bardziej posłuszny. Dlatego wykorzystuję ten moment na dobre wytresowanie go w kwestii porządków, pomocy w pracach domowych itp, wciąz tłumacząc mu, że teraz nie jestem w stanie robić wszystkiego, a później-gdy pojawi się dziecko-będzie mi dwa razy trudniej. Jak na razie działa. Poza tym staram się kontrolowac własne emocje i jeśli mam jakieś pretensje o coś do męża, to najpierw staram się ochłonąć, a potem zacząć delikatną, acz stanowczą rozmowę na denerwujący temat.
Wszystkim wam życzę więcej cierpliwości do waszych partnerów i również więcej zrozumienia- to w końcu mężczyźni-oni są zupełnie z innej planety
|
|
|
|
|
|
|
|
no w kazdym zwiazku chyba czasem sie kryzys pojawia .wazne zebysmy przez to umieli wspolnie przejsc;) _________________
|
|
|
|
|
|