|
Podpytujemy ją o tajemnice francuskiego szyku i źródła szczęścia w życiu.
Potrafi Pani rozpoznać w tłumie Francuzkę?
Całkiem nieźle. Francuski mają w sobie tyle uroku, i jeszcze ten francuski szyk, lekki, jakby zupełnie nie wymagający wysiłku... Otacza je pewna aura tajemnicy, jak ja to nazywam. To element słynnego je ne sais quoi, o którym tak wiele się mówi w odniesieniu do Francuzek.
Ów szyk i elegancja często opiera się na malutkich szczegółach. Moja znajoma opowiadała mi, że kiedyś w sklepie z tkaninami w Paryżu jakaś Francuzka, najwidoczniej kuzynka Madame Chic, pytała ekspedientkę, czy kolor obrusu będzie pasował do jej gości, czy będzie wystarczająco twarzowy… Takie sytuacje mogą się zdarzyć chyba tylko we Francji.
To prawda. Francuzi bardzo dbają o szczegóły. Jeśli organizują wieczorne przyjęcie, doglądają najmniejszych detali. Na przykład koloru obrusu, jak w przywoływanej anegdocie. Uważają, że właśnie te drobne rzeczy nadają koloryt naszemu życiu, dlatego są tak ważne.
Kiedy zetknęła się Pani z tymi wszystkimi codziennymi rytuałami w rodzinie Chic, nie pomyślała pani przynajmniej raz: „No nie , to już przesada!, Niemożliwe. Proszę tego ode mnie nie wymagać…”
Oczywiście, że tak reagowałam. Minęło sporo czasu, nim przyzwyczaiłam się do tych wszystkich formalności. Na początku myślałam, że dbałość o formę u Madame Chic i jej rodziny wynika z uprzejmości względem mnie. Dopiero potem uświadomiłam sobie, że nie – oni po prostu żyli w ten sposób. Tacy byli. W Kalifornii przydarzały się takie formalne okazje, ale to były okazje, oficjalne kolacje od czasu do czasu. W Paryżu takie kolacje były co wieczór. Powoli nie tylko przyzwyczaiłam się, ale i pokochałam te staroświeckie zwyczaje. Jestem wdzięczna moim gospodarzom, że dzięki nim poznałam tradycje, które teraz są już na wymarciu.
W Lekcjach Madame Chic opisuje pani wszystkie możliwe aspekty codziennej aktywności i francuskiego stylu życia: odżywianie się, dbałość o kondycję fizyczną, kosmetyki, makijaż, modę, sztukę podejmowania gości, sprzątanie, zakupy i kontakt ze sztuką. Czy zostało w pani coś z Amerykanki?
Jestem dziewczyną z Kalifornii i pod tym względem nic się nie zmieniło. Mój styl życia jest nadal w wielu aspektach amerykański. To dobrodziejstwo Ameryki, że jesteśmy otwarci na inne kultury i możemy od nich uczyć się oraz wzbogacać ich elementami nasze życie.
Nie zdziwiło pani, że pod wpływem pani bloga oraz książki tak wiele Amerykanek chce zmienić swoje nawyki, opróżnić szafy, ograniczyć wydawanie, pohamować zakupowe szaleństwo?
Nie. Nie byłam tym zaskoczona. Nasze nastawione na konsumpcję społeczeństwo potrzebuje takich rad i wskazówek. Kobiety są już zmęczone ciągłym wydawaniem pieniędzy, które tylko wzmacnia poczucie nienasycenia. Chcemy w życiu pasji, a nie nadmiaru rzeczy. Chcemy w naszym życiu czuć się dobrze.
Wyjeżdżając do Europy, była pani skłócona ze swoją kobiecością. Dopiero Paryż panią odblokował. Co się właściwie stało?
To jest pewien proces, który trwa do tej pory. Środki masowego przekazu pełne są niezdrowych definicji kobiecości. W efekcie wiele kobiet ucieka się do operacji plastycznych, przesadnego makijażu, kompulsywnego zakupu nowych ciuchów, bo takie komunikaty wysyłają im programy telewizyjne, zwłaszcza reality show. Nic dziwnego, że w tym wszystkim ginie prawdziwa kobiecość. Ja tego nie słucham i robię to, co uważam za dobre i właściwe dla siebie: minimalny makijaż delikatnie podkreślający urodę, twarzowy strój, proste uczesanie, perfumy, które są moją wizytówką... To są te aspekty kobiecości, które są źródłem prawdziwej przyjemności.
Która ze znanych Francuzek jest dla pani ucieleśnieniem kobiecości, współczesną Marianną?
To byłoby połączenie Marion Cotillard i Audrey Tautou. Obie są dla mnie uosobieniem francuskiego szyku.
Coco Chanel mówiła, że moda przemija, a styl pozostaje…
Dla mnie moda nie jest tak istotna. To zabawne, ponieważ ludzie uważają mnie za blogerkę modową, a nią nie jestem. Piszę o stylu życia, w jaki sposób możemy pokierować naszym życiem najlepiej. Moda to ubrania i trendy, styl jest bardziej nieuchwytny. To sposób, w jaki nosisz ubrania, jak dbasz o siebie. To jest to słynne je ne sais quoi. Styl jest tym, na czym się koncentruję. Nie moda.
Czy ma pani jakąś teorię, jaka tajemnica kryje się za francuskim szykiem?
Moim zdaniem podstawą jest miłość do siebie, która sprawia, że dobrze czujemy się w swojej skórze. Najważniejszą lekcją, jakiej udzieliła mi Madame Chic, była ta, że mam prowadzić życie pełne pasji, niezależnie od tego, co robię i czym się będę zajmować. Cieszmy się sobą i cieszmy się naszym życiem.
|