A przecież nie wszyscy są świetnie zorganizowani. I dlatego niektórzy zakochani, przerażeni ilością czekającej ich pracy, wciąż odkładają ślub na później, myśląc, że jest to praca ponad ich siły. Albo rezerwują termin ślubu z wielomiesięcznym wyprzedzeniem wierząc, że przygotowanie ceremonii zajmuje bardzo dużo czasu. Nic bardziej mylnego! Nie tylko naprawdę tradycyjny ślub można zorganizować w niemal ekspresowym tempie, ale też poradzą sobie z tym osoby nawet całkiem "niezorganizowane". Udowodnili to właśnie Danuta i Tomek, artyści z Gdańska, którzy wszystko przygotowali w niecałe trzy miesiące, a ich ślub był naprawdę czarujący. Oto historia ich ślubu opowiedziana mi przez pannę młodą…
Wszystko po kolei…
Zaczęliśmy przygotowania w drugiej połowie września. Zarezerwowaliśmy termin ślubu w Kościele, a potem pojechaliśmy po suknię ślubną do Paryża do butiku mojej znajomej - tam też, w sklepie z końcówkami serii, kupiłam buty. Załatwianie formalności zaczęło się w pierwszych dniach października, kiedy poszliśmy na kurs przedmałżeński i musieliśmy jednocześnie dopełnić formalności w kancelarii parafialnej oraz w urzędzie stanu cywilnego. Tomek urodził się w Łodzi i musiał tam pojechać osobiście po metrykę chrztu, bo nie chcieliśmy zdawać się na pocztę z obawy, że nie zdążymy dostarczyć dokumentu. Przyznaję, że późno o tym pomyśleliśmy i lepiej załatwiać te sprawy nieco wcześniej, by uniknąć stresu. Udało się nam jednak, bo Tomek zdobył dokument w jeden dzień. Metryka chrztu jest podstawowym dokumentem, dopiero po jej złożeniu Kościół zaczyna trzytygodniowe zapowiedzi o ślubie w kościele parafialnym, z którego po ich zakończeniu należy odebrać zaświadczenie potwierdzające ich wygłoszenie. Z zaświadczeniem udaliśmy się do kościoła, gdzie braliśmy ślub, by tam spisać protokół itd. Formalności skończyły się jakiś tydzień przed ślubem. Na końcu wybraliśmy restaurację, do której zaprosiliśmy gości po ślubie na obiad. Byliśmy w niej nawet wcześniej na obiedzie, żeby spróbować tamtejszych dań i upewnić się, co do warunków i obsługi.
Niespodzianki…
Najwięcej czasu zajęły nam nauki przedślubne, bo było w sumie 6 spotkań - 4 spotkania to kurs małżeński, a 2 - spotkania w poradni rodzinnej, też obowiązkowe. W sumie kurs trwał ponad miesiąc, bo spotkania odbywały się raz w tygodniu. Wiem jednak, że są kursy, które trwają tylko tydzień, a spotkania odbywają się codziennie. Z perspektywy czasu widzę, że najwięcej stresu kosztowało nas uzyskanie wspomnianej metryki chrztu Tomka, bo nie mogliśmy liczyć na pocztę. Najlepiej wcześniej dowiedzieć się dokładnie, co jest potrzebne do ślubu, nawet jak się nie planuje brać go w najbliższym czasie. A jak chce się uniknąć stresu, lepiej zacząć przygotowania nieco wcześniej, niż na trzy miesiące przed terminem…
Podsumowując, nasza kolejność przygotowań wyglądała tak:
- wrzesień: rezerwacja terminu ślubu
- wrzesień: zakup stroju dla panny młodej
- październik: kurs przedmałżeński (uwaga, kursy nie odbywają się w wakacje! I dlatego też nasz ślub, choć miał się odbyć w ciepłej porze, w końcu odbył się w listopadzie)
- listopad: rezerwacja restauracji i fryzjera
- listopad (dzień przed ślubem): załatwienie muzyki na ślubie i kwiatów
|
Gdybym jednak miała doradzić, myślę, że sprawę stroju można załatwiać nieco później, bo z czasem coraz więcej się wie i coraz lepiej zna swoje wymagania. Większą uwagę przywiązałabym za to do muzyki w kościele. Ale, przez wszystkie przygotowania przechodzi się razem i to jest naprawdę wspaniałe, że można na kogoś liczyć. Rodzina i znajomi też chętnie pomagali.