|
Jeden z uciekinierów, Stankiewicz (Norbert Rakowski), ginie, drugi- ciężko ranny i wyczerpany morderczą wędrówką traci przytomność. Nieprzytomnego Wolskiego (Michał Żebrowski) znajduje stary chiński myśliwy, Guo (Sun Ji Feng). Zabiera on rannego do swojej chaty w górach.
Mieszka tam z żoną i 16-letnią, piękną córką o imieniu Song. Aby nie kusić losu rodzice zmuszają dziewczynę do ścięcia włosów, przebrania się w męski strój i ukrywania tożsamości. Czy to powstrzyma jednak kwitnące uczucie młodej Chinki do przybysza z dalekiego kraju?
Rozmowa z reżyserem, Jackiem Bromskim
Czy "Kochankowie Roku Tygrysa" to klasyczna "love story" czy ambitna opowieść o różnicach kulturowych?
Jacek Bromski: Niemal każdy film to jakaś opowieść o miłość… A jeszcze z takim tytułem… "Kochankowie…" to bardzo prosta historia, której ważnym elementem jest tło - mandżurska tajga we wszystkich porach roku. Bohater filmu, uciekając z rosyjskiego zesłania, trafia na pogranicze rosyjsko-chińskie do tradycyjnej chińskiej rodziny, której obyczajów do końca nie pojmie, choć stara się je poznać. Porozumiewa się na bardzo prymitywnym poziomie jedynie ze starym Chińczykiem Guo, więc znajduje się w świecie, który musi rozpoznawać w inny sposób. Musi też znaleźć inny sposób komunikacji, kiedy w końcu rodzi się w nim uczucie dla młodej Chinki.
"Kochankowie…" to w gruncie rzeczy też historia bardzo europejska, mówiąca o odrębności kulturowej, a zarazem o wartościach uniwersalnych, niezależnych od religii, kultury i obyczaju. To historia o tym, że między ludźmi najważniejszy jest przekaz emocjonalny, a nie słowny.
|