|
Uważam, i inni uważają chyba podobnie, że dobrze wypadam w kostiumie, ponieważ mam niezły profil oraz spore zdolności do wyraźnej artykulacji i łatwość w opanowywaniu różnych akcentów. Ale w tym szczególnym przypadku należało moim zdaniem pamiętać o pewnej istotnej kwestii. W Ameryce, inaczej niż w Europie, niezbyt się ufa sile języka, zwłaszcza jeśli chodzi o orację. Szczególnie dotyczy to amerykańskiego Zachodu. Dowody? Spójrzcie tylko na George'a W. Busha. Jestem pewien, że gdyby tylko dokonał takiego wyboru, to mógłby wyrażać się jak dobrze wyedukowany członek elit z Nowej Anglii. Ale on doskonale wie, że wtedy wielu jego wyborców by mu nie zaufało. Zatem woli wyrażać się inaczej. I trzymać ręce tak, jakby przed chwilą rozstały się z siekierą albo z innym prostym narzędziem. A zdania składa z pewnym, chyba udawanym w jakiejś mierze, wysiłkiem. Gdyby było inaczej, nie sprawiałby wrażenia, że jest ciągle jednym z nich, prostych ludzi. Takie obserwacje przyczyniły się do sposobu budowania roli Plainviewa. Aktor bowiem założył, że ważniejsza niż uwodzicielskie talenty do przemawiania, których bohaterowi zresztą nie brak, jest mowa ciała i gestów, raz spontaniczna, raz wystudiowana, często zresztą przecząca słowom.
Czy taki pomysł na budowanie roli był trafiony, ocenią już 24 lutego członkowie Amerykańskiej Akademii Filmowej.
"Aż poleje się krew" we wszystkich kinach od 29 lutego.
|