|
No i wreszcie wspomniany na początku decoupage. Tą techniką zdobienia przedmiotów Monika zaczęła interesować się mniej więcej rok temu. Początki, jak twierdzi, były doprawdy żałosne, do dziś przechowuje gdzieś w czeluściach kuchennego kredensu swoją pierwszą ,,pracę”, w założeniu miała to być ozdobna deseczka, wyszło nie wiadomo co. Te nie wiadomo co służy jej za przykład, jak nie zajmować się decoupagem i ma nadzieję, że posłuży też córce, gdy ta podrośnie i zechce pójść w ślady mamusi (dziewczynka przejawia wiele artystycznych zdolności). Uważa nieskromnie, że przez rok przeszła prawdziwą ewolucję, jeśli chodzi o to wdzięczne hobby i naprawdę sporo się nauczyła. Ozdabia szkatułki, obrazki, zawieszki do kolczyków...
Bardzo by chciała, aby jej pasje stały się w przyszłości – tej nie najdalszej – sposobem na życie, aby tylko im mogła poświęcić swój czas i z nich tylko się utrzymywać. Póki co, nie jest to niestety możliwe. Z różnych względów, ale tak zazwyczaj bywa, że niekoniecznie robimy rzeczy, na które mielibyśmy ochotę. Na co dzień bohaterka tejże opowiastki pisze etatowo do lokalnego tygodnika, ma wykształcenie dziennikarskie i przynajmniej tyle szczęścia, że pracuje w zawodzie wyuczonym. Prywatnie żona Roberta, mama prawie ośmioletniej Aśki oraz właścicielka syjamskiej kocicy wabiącej się Regina. A nazywa się Monika Głodek.
|