|
- Do czego zmierzasz? - powtórzyłam, przeczuwając już, o co chodzi.
- Chcę powiedzieć, że myślimy o stworzeniu specjalnych funduszy dla Troya i Kerry. I chyba przyznasz, że jest to jak najbardziej celowe.
A miało to, oczywiście, znaczyć, że chcą zabrać ten kawałek rodzinnego tortu hipotetycznie przeznaczony dla mnie, żeby podzielić go między resztę mojego rodzeństwa. Co miałam odpowiedzieć? Sprzeciwić się? Zaprotestować przeciwko pomocy finansowej Troyowi i Kerry? Nie zmieniało to faktu, że nornica ukryta w najdalszym kącie mojej świadomości zaczęła głośno piszczeć ze smutku i wściekłości, ale zamknęłam jej pyszczek metaforycznym kneblem.
Chciało mi się płakać. I to nie z powodu pieniędzy, a w każdym razie nie tylko. Chodziło o uczucia, jakie się za tym, kryły. Nigdy nie dorastamy do tego stopnia, żeby w ogóle nie potrzebować troski i zainteresowania rodziców.
- Oczywiście - odparłam, siląc się na uśmiech.
- Wiedziałam, że tak zareagujesz - odparła żarliwie matka.
- Po prostu będę musiała znaleźć sobie bogatego męża - dodałam z tym samym, teatralnym uśmiechem.
- Znajdziesz w życiu wszystko, czego zapragniesz - zapewniła solennie.
|