|
Polacy tłumnie ruszyli do kin, a przepowiadany przez dziennikarzy sukces frekwencyjny stał się faktem.
Warszawa słynie z weekendowych kolejek do kinowych kas, więc i te (zdecydowanie dłuższe) po bilety na "Rysia" nie specjalnie dziwią, ale wieści z Polski są wręcz sensacyjne: W olsztyńskim multipleksie bilety na "Rysia" trzeba kupować z, co najmniej, tygodniowym wyprzedzeniem - zdradza olsztyński dziennikarz zajmujący się filmem. - Wcześniejsze kupowanie biletów zdarza się przed oczekiwanymi premierami, ale nie pamiętam takiej sytuacji w dobry tydzień po wejściu na ekrany - dodaje. Podobna sytuacja ma miejsce w Szczecinie, Gdańsku i innych miastach Polski.
Co chyba równie ciekawe - wejście na ekrany "Rysia" rozpętało ogólnonarodową debatę o kondycji polskiej komedii, filmu, a nawet sztuki w ogóle. Fora internetowe rozgrzane do czerwoności, dziesiątki opinii, setki komentarzy. Bardziej i mniej poważne periodyki prześcigają się w dotykaniu tematu z każdej strony. O "Rysiu" napisano już niemal wszystko, może oprócz tego, że to kawał niegłupiej, fenomenalnie zagranej rozrywki, której Polacy potrzebowali jak kania dżdżu - czegoś, o czym można pomyśleć i później pogadać, a może i pójść do kina raz jeszcze. Bo jak powiedział jeden z widzów premiery: Muszę obejrzeć "Rysia" jeszcze raz, bo tak na szybko to się nie da wszystkiego spamiętać. Zupełnie w stylu "Rysia"!
|