|
- Pamiętasz gdzie ja wtedy mieszkałam?
- No pamiętam. Co to ma do rzeczy? O rany! Na parterze mieszkałaś! I myśmy...
- No... ha ha ha! Około godziny 22 (Sylwester 2004) Ania przyszła z bardzo smutną minką, że niestety musi wracać do Krakowa, bo dzwoniła sąsiadka mówiąc, że chyba rury popękały i jej się na głowę leje. Anię do Krakowa odwiózł wtedy Krzysiek. I nie wrócił, bo śnieg był jak jasny gwint, wiec by się nie opłacało... Ale skoro mieszkała na parterze to jak mogła kogoś zalać?! Myszy z piwnicy dzwoniły? Pachnie mi to zapachem „dlaczego ja nic o tym nie wiedziałam!?” I tak, po półtora roku, dowiedziałam się się, ze oni czuli do siebie „miętę przez rumianek” już wtedy! Naprawdę zostali w Zakopanem (przez tydzień!!!), w mieszkaniu kuzyna Krzyska nabijając się, ze nikt z nas nie zorientował sie, ze jej wymówka była głupia i powiedzmy niewiarygodna.
W czasie tego tygodnia, Krzysiek powiedział ze on nie jest gotowy na nic poważnego, bo jeszcze liże rany ona wyleciała ze swoim feministycznym „chce być wolna chce związku, ale nie dzieci". Krzysiek z kolei na punkcie dzieci ma całkowite kuku. Wspólnej drogi życie nie wykryło, stwierdzili więc, za obopólną zgodą że to nie jest dla nich czas i że lepiej będzie jak wrócą do stanu poprzedniego. Trochę mi to komplikuje pewne interpretacje... Musze się poważnie nad tym zastanowić! Hmmmm...
Telefon Ani, godzinę później:
- O Boże!
- Tak, to ja, słucham.
- On mi tego sms wysłał 12 godzin temu! Jak to się stało, ze ja go nie widziałam? To możliwe żeby sms szedł 12 godzin? Czy doszedł a ja nie widziałam?! Boże! Co on sobie pomyślał, ze ja mu nie odpisałam? Ok. Godzinę czy dwie, ale 12?! Pewnie myślał, co i Ty czekając na jego odpowiedz dwa dni i trzy noce! BRRRRR!
|